czwartek, 30 stycznia 2014

Pies.

Pies jaki jest każdy widzi...
No własnie wygląd to jedno ale przede wszystkim liczy się charakter owego zwierzaka.
I tu pojawia się główny bohater tego postu czyli.... DOBERMAN!
Tak , tak moi kochani - to pies moich marzeń, moja pasja, moja obsesja...
Moja mam zawsze się śmiała że moim pierwszym słowem powinno być "doberman" a nie "tata" ;p
 Niestety historia tej rasy zrobiła swoje i właśnie moja mama była wielkim przeciwnikiem żeby w naszym domu zamieszkał doberman.
A ja płakałam po nocach, wycinałam z gazet, książek zdjęcie dobka.
Pokój miałam cały obklejony w fotach (już potem jak miała dostęp do neta) tych psów.
Wiedziałam o nich wszystko.
Jeździłam na wystawy, pracowałam jako sekretarz przy ringu dobermanów byle tylko mieć z nimi jakiś kontakt....
No jednym słowem SZAŁ.
I tak trwało to 18 lat aż w końcu zupełnym przypadkiem pojawił się w moim domu Ars - mój pierwszy doberman....
Miałam jedno popołudnie żeby podjąć decyzję czy go biorę czy nie. 
Ba! Ja jak ja, tata tez był wniebowzięty ( bo zaraziłam go moją pasją!), tylko mama...to od niej wszystko zależało.
Ale że miała mało czasu na decyzję jakiś cudem udało się nam ją przebłagać i dwa dni pózniej jechałam już do Bielska po mojego wymarzonego psa!
Pewnie się zastanawiacie dlaczego miałam tak mało czasu, a no dlatego że jakiś czas przed tym całym zdarzeniem poznałam Gośkę.
Fankę i właścicielkę dobermanów.
Ars był u niej podobnie jak inny samiec Amon i ona nie byla w stanie trzymać dwóch samców w jednym wieku pod jednym dachem (dobermany lubią być konfliktowymi psami szczególnie dwa samce w jednym wieku)
Ponieważ oba psy miały być wystawiane szukała dobrego domu dla Arsa i zaproponowała mi wzięcie go na warunkach hodowlanych - o tym pisać już nie bede bo to kolejny elaborat, w każdym badz razie pies był za darmo pod warunkiem wystawiania.
I m.in to tez przekonało moja mamę bo w tym czasie nie bylo nas stać na rasowego psa.

Ars okazał się spełnieniem moich marzeń...
To on nauczył mnie jak wygląda zycie z dobermanem pod jednym dachem.
Był bardzo wymagającym psem... ale szkolenie nam pomogło.
Miał dominujący charakter i przysporzył nam sporo kłopotów, glownie dlatego że nie miałam doświadczenia ale z czasem bylo już tylko lepiej.
Zaliczyliśmy kilka wystaw, niestety bez szału bo wyrósł nie do konca tak jak się zapowiadał jako szczeniak.
Choć dla mnie i tak był najpiękniejszy...
Żył tylko 4 lata... zgniął tragicznie pod kołami samochodu w najpiękniejszą noc w roku - w Boże Narodzenie w 2006 roku...
To moja mama wypuściła go wieczorem na siku i pies zwiał od wystrzału petardy prosto pod koła samochodu i własnie dlatego moja mama już nigdy na psa się nie zgodzi nad czym ubolewa mój tato bo tak marzy o dobku..
Wiadomo to był wypadek nikogo obwiniać nie można... ale ja jego śmierć tak bardzo przeżyłam że moja mama do dziś nie moze sobie tego wybaczyć...

A to mój Niunio...moje serduszko na zawsze...


Stało się to akurat w czasie kiedy wyjechaliśmy z R. do Holandii, jeszcze wtedy pracowalismy przez firmę, mieszkaliśmy na firmowym mieszkaniu i nie bylo mowy o nowym psie...
A ja bez dobka zyc nie mogłam...
Znów przepłakane noce...
Tęsknota i smutek za Arsem...
Pod koniec 2008 roku wynajęliśmy swoje mieszkanie wtedy pojawiła się szansa na psa.
Niestety R. kategorycznie nie chciał zgodził się na dobka  - kiedy poznał Arsa te był juz dorosłym samcem który nie za bardzo tolerował obcych ludzi, a R. zwyczajnie bał się mieć takiego psa.
R. postawił mi warunek że jak pies to tylko owczarek.
Trochę z obawą ale zgodziłam się na ON-a.
W marcu 2009 roku pojawil się u nas Nico - nasz owczarek z holenderskiej hodowli.
Co to jest za pies - miś kochany, posłuszny, najwspanialszy...
Mimo tych wszystkich zalet ja wciaż tęskniłam za dobkiem...
I nie wiem jakim cudem ale przekonałam R. na drugiego psa - na dobermana!
Poniewąz byłam na bierząco wiedziałam gdzie i po jakich rodzicach są czy beda szczenięta.
No i w marcu 2010 roku u znajomych hodowców (którzy mieli siostrę Arsa) urodziły się maluchy po świetnych rodzicach.
Długo się nie zastanawiając zamówiłam suczkę.
Wybór był trudny bo bylo 5 dziewczynek a ja chciałam psa na wystawy.
No i wybór padł na suczkę z pomarańczową wstążką, na to cudo..
 W maju 2010 pojechaliśmy na urlop do PL i wtedy odebrałam moją dziewczynkę :)
Dostała imię Chilli :)
Byłam przeszczesliwa bo Chillka podobnie jak Ars okazała się być cudownym psem!
To taki mój mami cycek, bo piszczy jak tylko tracę się jej z oczu.
Zaliczyliśmy kilka wystaw z calkiem fajnym wynikiem, kilka treningów z obrony itp.
Potem zaszłam w ciażę z Maxiowym, potem kolejna ciąża i choroba Nico... - w wrześniu 2013 musiał zostać już w Polsce pod opieką moich tesciów bo nie dała bym rady z dwoma psami i dwójką dzieci. 
Bardzo to przezyłam bo Nico mimo że nie dobek był przeciez czescią naszej rodziny!
Ale teściowa bardzo dobrze się nim opiekuje, pies jest szczesliwy a my codziennie widujemy go na Skypie.
A Chillijka teraz pełni roli cudownej niani dla moich dzieci.
Max ją uwielbia !!!!
Siedzi z nią w jej klatce, asystuje jej przy jedzeniu namiętnie grzebiąc jej w misce, dzieli się z nią kazdym jedzeniem czy to chrupkim czy czekoladą (o zgrozo!) !
Rzuca jej zabawki, uwielbia jak ta z nim biega  próbuje mu zabrać piłkę - no szczęście w oczach dziecka!!!
Przytula ją, całuje...
A ta jest ogromnie cierpliwa.. i chyba też zadowolona bo sama przychodzi do niego i liże go po buzi...
Okazuje się że ten straszny pies jakim jest doberman potrafi być także najlepszą niańką na świecie...
Kocham Cię Chillijko i nie wyobrażam sobie żeby mogło Cie nie być...

A tak było od urodzenia Maxia :


 
 

A to moja kochana dziś - jeszcze świeże - z przed chwili :)


A na koniec dodam tylko że mania zbieractwa dobermanowych gadżetów pozostała mi do dziś. Przy portfelu mam brelok z dobkiem, na aucie naklejkę z dobermanem , pokrowiec do telefonu z dobkiem i milion zdjęć dobermanów wisi na ścianie w moim komputerowym pokoju...
Juz rok temu to planowałam, ale ciaża z Vivi troche pokrzyżowała mi plany, otóż za kilka tygodni idę robić tatuż na wewnętrznej stronie nadgarstka z napisem "doberman"!
Mąż oczywiście twierdzi że mam nierówno pod sufitem, ale wie ze to moja pasja że będzie nią całe zycie bo to zapewne nie ostatni doberman w moim życiu...dlatego jednak przymyka oko na moje fanaberie.. ;p

Ufff tym co dotarli do końca gratuluję wytrwałości, ale o Dobkach mogę pisać bez końca :)

I przepraszam za jakiekolwiek literówki ale post pisany na szybko w chwili kiedy dzieci śpią ;p

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Detoks matki...

Dziś mija 5 tydzień po porodzie.
Ponieważ nie karmię i czuje się doskonale postanowiłam wziąść się za siebie.
Za pol roku wesele mojej kuzynki na ktorym mam byc świadkiem wiec musze JAKOŚ wygladać!
Bo teraz wygladam... koszmarnie...:(

Przez obie ciąże przytyłam prawie 30 kg..
Mam do siebie obrzydzenie i nie moge patrzec w lustro..
Brzuch mi wisi...chyba trzeba pomysleć o jakis zabiegach chirurgicznych bo nie wiem czy samymi cwiczeniami dam rade jakoś doprowadzic to do ładu?!
Poza tym kiedy wstaje w nocy robić mleko dla małej te cholerne słodycze krzyczą do mnie z szafki "zjedz mnie!" no i ulegam, a w dupsko idzie...
 Po porodzie spadło mi ok 8 kg wiec jeszcze 23kg i na pewno poczuje ulgę.. 

Po ciązy z Maxiowym dostałam diete od dietetyka i zaczelam bardzo fajnie chudnąć.
Przez 3 msce schudłam 7,5 kg i ubylo mi sporo centymetrów wiec bylo ok..
No i wlasnie wtedy zaszłam w nieplanowaną ciąże z Vivi.
A tu juz szybko zaczelo przybywać kilogramów i matka rosła wszerz...
Skutki są fatalne...

Także czas wziąść się za siebie i zacząć detoks organizmu..
Myślę ze najgorzej znów bedzie mi nauczyc sie pic te hektolitry wody i ograniczyc cukier...
Ale wiem że potrafię i skoro raz mi się udalo to i teraz się uda :)
Trzymajcie kciuki!

 

 

czwartek, 23 stycznia 2014

Mycha ma miesiąc!

Dziś księżniczka moja najukochańsza skończyła pierwszy miesiąc swojego życia!
Byliśmy z tej okazji na kontroli w consultatiebureau i tak oto mała
waży : 4028g i mierzy: 52,5cm 
więc rośnie prawie idealnie ;)
Nie ma dziwne jak je 8 razy na dobę po 120ml mleka...
Bo musicie wiedzieć że moje dziecię niestety butelkowe...
Bardzo ubolewam z tego powodu ale ani jej ani Maxia nie bylo mi dane karmić piersią...:(
I jak dziś w telewizji śniadaniowej usłyszałam "bo laktacja rodzi się w głowie"(nota bene w momencie kiedy moje dziecko ze smakiem pałaszowało butlę z mlekiem) poczułam się jak jakaś upośledzona! to przykre...
 Ale wracając do tematu...
Tak dzień jak dziś nie mógł obejść się bez fotek!
I choć postanowiłam sobie że blog będzie ubogi w fotki moich dzieci, tak przy tej wyjątkowej okazji specjalnie dla Was moja królowa <3

 
 
 I małe porównanie...


wtorek, 21 stycznia 2014

Ech... :(

 
Mycha wczoraj skończyła 4 tygodnie...
Ależ ten czas leci... W czwartek 23 będzie pierwszy miesiąc jej  życia...
A tym czasem chyba mała przeżywa skok rozwojowy..
Jest mega marudna, rozdrażniona, płaczliwa, ma problem ze spaniem ( ja przy okazji tez!) i w ogóle jakaś taka nieswoja...
 
A jakby tego mało było Maxiulowi wychodzą zębole - zapewne piątki....
Dzieć marudny do potęgi! Ale trudno się dziwić jak takie wielkoludy się przebijają! 
No i te kupy... - nie nadążam zmieniać pampersów - MASAKRA!

Ech no i tak meczymy się wszyscy we trójkę...

środa, 15 stycznia 2014

Come back....

No i wróciłam do blogowego świata...

Troche się u nas działo, dlatego musiałam zawiesić bloga, ale na szczęście jakoś wszystko sie unormowało i jestem z powrotem.

Przez ten czas trochę się u nas działo!
Przede wszystkim  23 grudnia 2013 roku przyszła na świat moja księżniczka!
Nasz słodka mała Vivien!
Ważyła  3280g i mierzyła 49 cm.
Poród i jak do niego doszło przed czasem napisze Wam w kolejnym z postów bo to długa historia była ;)
Co wiecej mała urodziła się w najlepszym czasie. Bo dwa dni wcześniej 21grudnia na świeta przyjechali moi rodzice i tak bardzo pragnęli zobaczyć małą, no i stało się!
Poza tym zajęli się na czas mojego pobytu w szpitalu i porodu Maxiulkiem i Chillką wiec R. mógł być ze mną cały czas.
Z Vivienką wyszły na nastepny dzien a wiec w Wigilię i świętami cieszyłyśmy się juz w domu przy późniejszej kolacji wigilijnej.
To były piekne świeta...mimo że w Holandii.

28 grudnia - Maxiulek skonczył 1,5 roku!
Matko jedyna! Kiedy to zleciało ????
Toż to juz nie maleństwo a kawał chłopa który coraz bardziej pokazuje swój jakże indywidualny charakterek!
Bywają cieżkie chwile jak np moment kiedy się wściekł bo czegoś tam nie dostał, rzucił sie na kafelki próbując je UGRYŹĆ i ułamał sobie jedynkę!!!
No szlag mnie trafił po prostu!
Fakt że uszczerbek nie jest duży i najwyraźniej nie jest bolesny bo dzieć nie jęczał za bardzo i po chwili wcinał czekoladowego cukierka, ale za to nie wygląda to za pięknie!
Zapisałam go do dziecięcego dentysty, ale tu niestety mega obłożenie i czas oczekiwania do 3 mscy na wizyte! Bedą dzwonić jak się miejsce zwolni ;)
Ot cała Holandia ;)

No to tak na początek, krótkie streszczenie tego co się działo ;)
Mam nadzieje że jednak ktoś zechce nas odwiedzac...